Pamiętnik Samobójcy /wpis drugi/
- krzysiek banita kargól
- 17 mar 2016
- 2 minut(y) czytania

Nowe wpisy w PS powstają cały czas, zaczynam się zastanawiać ile jest w nich mnie samego a ile czegoś czego nie potrafię nawet nazwać. Samozwańczy przyjaciel wrócił i ma się całkiem dobrze wywracając całe moje jestestwo na drugą stronę, i chyba nawet przez chwilę nie przyjdzie mu do głowy zastanowić się jak swoją obecnością wpływa na mnie i na świat który zbudowałem dla samego siebie. Nie... To nie egoizm... Zbudowałemten ten świat uciekając przed Nim, ale znów mnie znalazł, znowu jest obecny i śmieje się patrząc mi prosto w oczy. Wróciłem - mówi szeptem wykrzywiając swoją twarz w grymasie który Jego zdaniem jest dobrotliwym uśmiechem - Wróciłem. I już do końca z tobą zostanę przyjacielu. Jesteś mój...
Dziś znowu dopadły mnie wspomnienia...
PAMIĘTNIK SAMOBÓJCY /wpis drugi/
Dopadły mnie wspomnienia. Wydaje mi się, że tylko one pozostały mi wierne. Ale wcale nie są doskonałe, o nie. Są tylko moje, ale tak samo jak realne życie mogą sprawić najbardziej namacalny ból. Uciekam czując na szyi lodowato ciepłe pocałunki ogarniających mnie słów, obrazów i całych dni z chronologicznym planem wydarzeń. Odwracam się i chcę stanąć przed nimi. To znowu on, nieodłączny towarzysz powoli zabierający mi wszystko co mam. Nawet moje marzenia.
Noc. Ona zawsze potrafiła stworzyć atmosferę tajemnicy. Mordercy, oszuści, kobiety sprzedające miłość. Wszyscy upodobali sobie ciemność. Niosła ze sobą spełnienie, spokój, złudzenie intymności. W jej objęciach tworzyli wielcy, kochali namiętni, zasypiali samotni. Zastanawiam się do której grupy mam zaliczyć siebie. Myślę, i jedyne co potrafię powiedzieć, to pustka. To słowo wyłazi ze mnie samo, niczym nieprowokowane, niezapraszane. No cóż, już dawno przestałem panować nad własnym życiem. To nawet nie przypadek, nie ślepy traf, co to do cholery jest? Zamykam oczy, nie chcę widzieć umierającej we mnie wiary, ale to już nie pomaga. Nie wystarczy udawać, że wszystko jest tak jak wczoraj. Każdego dnia jest inaczej, problem w tym, że zazwyczaj jest gorzej. Zatykam uszy, nie chcę słyszeć dopadających mnie słów, ale to też nie działa. Już nie. Wszystko czego się boję wwierca się w głąb mojego jestestwa i powoli wyżera wszystkie moje myśli. Te zdrowe, bo innych mam pod dostatkiem. Czy to obłęd? Może tak właśnie to wygląda. Powoli traci się własną osobowość którą zastępuje inna, obca...
to jeszcze nie koniec. CDN
Comments