

myśli moje zaplątane
krzysiek banita kargól

KRZYSIEK BANITA KARGÓL
WSPOMNIENIA FACETA
PO CZTERDZIESTCE
(INICJACJA)
[ mam na półce książkę z dedykacją: "za godne reprezentowanie barw szkoły..." ]
Krnąbrnym byłem młodzieńcem kiedy wkraczałem w progi szkoły średniej. Krnąbrnym i zupełnie nieprzygotowanym do życia, bowiem kochająca nad wyraz swojego jedynaka mama zadbała o to mimo cyklicznie powtarzających się prób taty by procederowi temu kres położyć. Tak więc świat stanął przede mną otworem niby wyłowiona z morza ostryga, i niczym ostryga złośliwa dosyć szybko palce mi przytrzasnął. Dlaczego w progi technikum zawitałem jako umysł wstrętem pałający do nauk ścisłych, za to pasjami pochłaniający kolejne książki do dzisiaj dla mnie zagadką pozostaje nieodgadnioną, choć patrząc na wszystko z perspektywy czasu przyznaję, że właśnie w tej szkole nauczyłem się samodzielnego myślenia i spotkałem ludzi którzy na trwałe odcisnęli się w moim późniejszym życiorysie. Ale na to musiałem dopiero poczekać...
Razu pewnego grono pedagogiczne wpadło na pomysł zorganizowania "karnej kompanii" dla tych z nas którzy chadzali swoimi ścieżkami (niekoniecznie do szkoły, bo kiedy pogoda piękna wiosenna to Rynek Krakowski prezentuje się cudownie i prowokująco). Pomysł karkołomny był bardzo, ale pomysłodawca się uparł i został wprowadzony w życie ( pomysł, nie pomysłodawca ).
I stało się, siłą zostałem wcielony do oddziału pod nazwą Poczet Sztandarowy Szkoły. Było nas pięciu... Ja z racji notorycznego unikania lekcji języka niemieckiego i pani profesor SZ.; Darek i Mirek za spożywanie napojów wysokoprocentowych, albo raczej za fakt, że na występku tym dali się przyłapać; Adaśko, dusza człowiek, jednak z bardzo osobliwym poczuciem humoru które czasami bywało niebezpieczne; i Piotrek. Piotrek chyba sam się za coś chciał ukarać, bo świadectwo zawsze z czerwonym paskiem dostawał, ministrantem był i ogólnie jakoś od nas pozytywnie odstawał.
Był poniedziałek kiedy po raz pierwszy zadebiutowaliśmy w składzie podstawowym, czyli Darek, Mirek i ja. Nowy dyrektor szkoły zwołał apel na którym miał być poruszony ważny dla społeczności uczniowskiej temat trzeźwości, bowiem ze szkoły naszej za choćby chwilowy trzeźwości brak groziło wydalenie, a nowy dyrektor zdając sobie sprawę, że nie jest specjalnie lubiany, ogłosić zamierzał amnestię. Kilku naszych kolegów odetchnęło wtedy z ulgą.
- Poczet Sztandarowy wprowadzić - rozległ się donośny głos profesora M. wzmocniony dodatkowo przez system nagłaśniający. Cisza. I nerwowe spojrzenia w stronę drzwi z których sztandar powinien właśnie wychodzić.
- POCZET SZTANDAROWY WPROWADZIĆ!!! - to był już krzyk który nam uświadomił, że mowa o nas. Wbiegliśmy więc na środek sali gimnastycznej niczym spłoszone stadko trzech jelonków na rykowisku powiewając naszym szkolnym symbolem. Mimo wcześniejszych prób wspólnego marszu, ruszania z lewej nogi, zwrotów przez lewe ramię i całej masy innych proceduralnych zachowań wejściem swoim wywołaliśmy uśmiechy i zainteresowanie na twarzach kolegów, bowiem widząc nas uświadomili sobie komizm całej sytuacji. Komizm sytuacji zaczął powoli docierać też do nauczycielskiego grona i mistrza ceremonii, czyli profesora M. Jedynie dyrektor K. pozostawał w nieświadomości i nie zauważał narastającego powoli, lecz już zauważalnie podszytego śmiechem szmeru. I wcale nie chodziło o to, jak weszliśmy...
- Zebraliśmy się tutaj - rozpoczął mało oryginalnie - by poruszyć ważny dla nas wszystkich a niewątpliwy problem jakim stał się w naszej szkole alkohol. Wczoraj, na zebraniu Rady Nauczycielskiej... - kontynuował dalej swą pogadankę. Że to wbrew regulaminowi, że po raz ostatni przymyka oko, że należy świecić przykładem...
I chyba to ostatnie stwierdzenie spowodowało lawinę. Czy wspomniałem już, że Darek, Mirek i ja dumnie stojący teraz na środku sali gimnastycznej dzierżąc w dłoniach szkolny sztandar byliśmy głównymi bohaterami owej afery alkoholowej i to głównie nas miała dotyczyć dyrektorska amnestia?
Najpierw śmiechem parsknęła nasza szkolna pani pedagog patrząc na nasze blade, chowające się za czerwonym suknem twarze. Potem profesor Ś. zawsze poważny i spokojny, a potem... Potem już śmiać się zaczęła cała sala, tylko nam jakoś do śmiechu nie było. Refleksem wykazał się mistrz ceremonii, profesor M. który wyrwał mikrofon z rąk osłupiałego dyrektora i wrzasnął tak głośno jak tylko potrafił:
- POCZET SZTANDAROWY WYPROWADZIĆ!!! - i był to jeden z dwóch przypadków kiedy szkolny sztandar sprowadzaliśmy ze sceny przed końcem imprezy, a w "kompani karnej" byliśmy przez pięć lat.
Tak wyglądał pierwszy publiczny występ Pocztu Sztandarowego szkoły w wykonaniu naszej trójki. Czy pomysł grona nauczycielskiego był zły? Przez pięć lat nosiliśmy Sztandar w szkole, na pogrzebach, oficjalnych uroczystościach miejskich, a z czasem wręcz proszono o "nas" bo jako zazwyczaj jedyni potrafiliśmy się "zachować". Raz nawet wywołaliśmy konsternację na twarzy ówczesnego prezydenta miasta Krakowa schodząc przedwcześnie ze sceny przed telewizyjnymi kamerami. Może z przymrużeniem oka podchodziliśmy do wyszytego na czerwonym suknie szkolnego godła, ale dla złotego orła wyszytego po drugiej stronie, a który za naszych czasów dostał koronę mieliśmy niekłamany szacunek. I zaprzyjaźniliśmy się, choć nikt już nie mówił o nas "karna kompania". Zostaliśmy przemianowani na "Świętą Trójcę Wagarową", ale o tym, jeśli będziecie chcieli posłuchać, opowiem innym razem.