

myśli moje zaplątane
krzysiek banita kargól
ania sari & KRZYSIEK BANITA KARGÓL
PAMIĘTNIKI KOBIETY SPEŁNIONEJ
Randka w ciemno
Właśnie wyszłam z toksycznego związku. Poobijana jak po stłuczce z tirem albo z inną kupą pędzącego żelastwa zaszyłam się w domu kontemplując nieudane życiowe decyzje. Przyjaciółki robiły co mogły by mnie jakoś z dołka wyciągnąć i do pionu postawić , ale jak to często się w takich sytuacjach zdarza, efekty ich działań były odwrotnie proporcjonalne do zaangażowania. Bywa...
No nic - myślę - Na nic płacze apacze, życie zaczynam od nowa. Sama. Tylko, że jak się później okazało samotność bywa złym doradcą a na dodatek miewa wypaczone poczuciu humoru...
Tego feralnego dnia dziewczyny urządziły mi przyjęcie niespodziankę. Zaskoczenie było tym większe, że zastało mnie w moim własnym przytulnym mieszkaniu. Cięcie kosztów, jak się okazało. Wino, muzyka i wspominki. Istny Sabat Czarownic lub spotkanie świętej Trójcy jak to ładnie nazywałyśmy. Pora późna, wino wypite, pomysły niestworzone zaczęły świtać pod zamglonymi już alkoholem kopułkami.
Najpierw Anka chciała mnie poznać z kumplem swojego męża. Że niby samotny, niebrzydki, a do tego majętny. Taak - myślę - tylko przy tym milczku usta by mi zarosły pajęczyną już po dobie. O ile nie wcześniej. A usta moje zarastać nie lubią i do milczenia stworzone nie są, o czym najwidoczniej Ania zapomniała. Nic to - myślę patrząc jak Mania kolebie się z boku na bok bezpiecznie zwinięta w fotelu. Mania zawsze miała słabą głowę, ale pomysły - bajka po prostu.
- Odpalaj komputra - wyskrzeczała znienacka - Ogłoszenie zamieścisz i przetestujemy ród męski.
Włosy mi się uniosły. Co? Znowu mam robić za wabia? Co ja takiego zrobiłam, że mnie pan bóg takimi przyjaciółkami pokarał.
- A czemuż to ja?
- A kto jest samotny i siorbie nosem? - Mania nie dała za wygraną. Wyjścia nie było. Już bez słowa sprzeciwu odpaliłam laptopa i zamieściłam ogłoszenie. Niech będzie co ma być - myślę. No i się zaczęło...
Po dwóch dniach stado ogierów różnej maści urosło do rozmiarów Janowca. Dziewczyny selekcję przeprowadziły wstępną, zgrubną i szczegółową. Potem na scenę wkroczyłam ja. Opisywać wszystkich spotkań nie będę bo o zdrowie bliźniego dbam a i posądzoną o zbyt wybujałą wyobraźnię być nie chcę. Jednak ostatnie spotkanie tkwi mi w głowie do dziś...
Wybrańcem stał się Bolesław. Imię zastanowiło mnie już na początku, ale... - może mama historię kochała ponad wszystko i tak dziecko nazwała, - pomyślałam - a może tata tak się cieszył, że z wrażenia imię podając epoki pomylił czy co. Tak czy siak po kilku mailach i wymianie zdjęć spotkanie ustaliliśmy. Facet w wieku odpowiednim, pisał z sensem i humor jaki taki posiadał, do tego z oblicza nie straszył, choć i na kolana nie powalał. W sumie nie było źle.
Miejsce asekurancko publiczne wybrałam, bo wiecie... dewianci... zwyrodnialcy... zboczuchy. Niech szanse będą równe - myślę - a nie żeby ich tak od razu z góry.
No i nadszedł wreszcie ten dzień. Wyfiokowałam się, a co? Nie wolno? Znaki stosowne wcześniej umówione zabrałam, spóźniłam się tradycyjne 10 min żeby nie pomyślał, że mi za bardzo zależy i wolnym krokiem wchodzę. Bioderko raz, bioderko dwa, biust do przodu no i oczywiście wachlowanie rzęsami... Przy okazji lustruję salę obiektu szukając, i... O mało co a kelner by mi ząbki zamiatał z posadzki. Facet jest, a i owszem, znaki stosowne wcześniej ustalone posiada, ale tak jakby 35 lat starszy... i z obstawą. Asysta przy stoliku obok obecna i spod oka wzrokiem taksującym spogląda. Kółko różańcowe czuwa.
Myśl jak błysk przeleciała - Uciekać! Ale Bolesław wzrok miał jak na swoje lata sokoli... Znaki stosowne wcześniej ustalone zauważył i w te dyrdy do mnie. O bogowie, za coście mnie Bolesławem pokarali i przyjaciółkami takiemi? Przeklinam Manię, jej pomysły, i cały nieszczęsny babski wieczór. Siebie przeklinam podwójnie. Za głupotę.
Nic to - pomyślałam - Powiedziałam "a" to i "b" jakoś może przez usta przejdzie. Patrzę, słucham... I oczom i uszom nie wierzę. Boluś z urokiem głuszca zaczyna tokować. Kawa, ciasteczko, koniaczek... Cały w pąsach, pląsach i umizgach, dobrze, że arytmi nie dostał. A skojarzenie z głuszcem adekwatne było, bo Bolesław wzrok miał i owszem, sokoli. Gorzej było ze słuchem... Cała sala już słyszała o naszej randce a barman zaczął przyjmować zakłady jak długo jeszcze wytrzymam zanim w te pędy w siną dal ucieknę. Kelner, młody chłopak też miał zabawę przednią. Co chwila gnał na zaplecze i wracał wycierając oczy, niby, że ma alergię. A Boluś... Boluś niczym Bolesław, Król Lew po sali się rozglądał i dumnym okiem toczył. Brakowało tylko żeby ryczeć zaczął. Puszczał oko do świty jakie to ma rwanie, a duma która go rozsadzała nadciśnieniem poważnym groziła, jeśli nie zawałem. Nie zdzierżyłam dłużej. Jeszcze chwila i kółko różańcowe zaczęło by z radości laskami wywijać... Zmiatałam, aż mi raciczki dymiły. Może choć jakiś zboczuch by się znalazł... albo dewiant chociaż , nic cholera, nic... Za to traumę mam do dziś.