top of page

MAŁGORZATA FERN

ROCZNICA

To prawda, że jej teksty powinien wziąść na warsztat dobry korektor biorąc w ryzy rozsypane przecinki i kropki, tu i tam łącząc zdania, w innym miejscu je przycinając. Czy fakt ten w jakimkolwiek stopniu pomniejsza jakość i wartość Gosiakowej prozy? Absolutnie nie. Żal tylko, że wszystkie jej prozotowatości pozostawiają niedosyt. Nie treści... nie jakości... nie stylu. Zwyczajnie... kończą się zdecydowanie zbyt szybko. Pozostaje mieć nadzieję, że może kiedyś...

Pozwolę sobie nie napisać wiele  o "Znieczuleniu". Może tylko tyle, że tekst nie pozostawia złudzeń w kwestii co jest w życiu najważniejsze, a cytując mojego znajomego: Miażdży.

 

KBK

Gosia Fern, bo pod takim pseudonimem się ukrywa, to postać niewątpliwie nietuzinkowa zarówno w życiu, jak i w swoich tekstach które pisze stylem swoim własnym, budując całość z obrazów które czasami pozornie do siebie nie pasują... Pozornie, bo ostatnim akapitem, czasami ostatnim zdaniem spina całość niczym klamrą, przy okazji wywracając jestestwo czytelnika na drugą stronę, tą o której często zapominamy. Bo Gosia w swojej prozie nie maluje obrazów kolorowych, pełnych uśmiechniętych twarzy i szczebiotania o niczym. Maluje świat takim jakim ten często się zdarza...

Siedziała w swoim gabinecie kolejny raz przeglądając wszystkie dokumenty, prospekty i prezentacje. Była maksymalnie skoncentrowana na tym co robi. Ten dzień miał być przełomowym dniem w jej życiu.
- Olga pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu z przedstawicielami włoskiej firmy "Pionierri " ? - zapytała stojąc w drzwiach jej gabinetu Agata.
- Pamiętam - odpowiedziała nie podnosząc wzroku z nad dokumentów - A co, już są?
- Tak, czekają w konferencyjnym. Stary też już jedzie. - Ta informacja zmusiła Olgę do podniesienia wzroku na koleżankę.
- Jak to już jedzie?
- No specjalnie dla tego spotkania zrezygnował ze swoich planów urlopowych. Masz piętnaście minut - uśmiechając się odpowiedziała Agata i zamknęła za sobą drzwi.
Agata... dobra dusza całego biura reklamowego i urodzona sekretarka. Pomimo tak młodego wieku osiągnęła w swojej dziedzinie nie lada sukces. Nie było dla niej sprawy nie do załatwienia. Dziewczyna miała pamięć absolutną, była osobą zorganizowaną w najdrobniejszym szczególe, o błyskotliwej wręcz inteligencji, a przy tym była bardzo atrakcyjna. Olga ceniła koleżankę i obdarzała swojego rodzaju szacunkiem, bo do tych wszystkich cech które posiadała Agata należy dodać jeszcze to, że od całych pięciu lat była szczęśliwą mężatką. Olga nie rozumiała, jak można pogodzić pracę w pełnym wymiarze dziesięciu godzin dziennie, w tak wymagającej firmie w jakiej obie pracowały, z małżeństwem i być na prawdę szczęśliwą i spełnioną kobietą.
Od spotkania z przedstawicielami włoskiej firmy "Pionierri" zależała przyszłość całego zespołu i firmy. Olga od kilku miesięcy odczuwała ogromne napięcie i presję. Zawsze lubiła pracować pod presją, ale tym razem czuła, że od tego wydarzenia, od podpisania tej jednej umowy, zależy całe jej życie. Pracowała bardzo ciężko na to by być w tym punkcie w jakim się obecnie znajduje. Nie chciała tego zaprzepaścić. Była gotowa na kolejny awans, a ten był realny tylko wtedy, kiedy osiągnie to, o co zabiegała przez ostatnie miesiące pracy.
Praca pochłaniała ją całkowicie. Nic poza nią nie miało znaczenia i nie było ważne. Nawet to, że wszystkie ubrania jakby znowu stały się za duże, a sińce które powinny być pod oczami, zajęły już całą resztę twarzy. To  wszystko da się kiedyś zmienić, naprawić. Kiedy osiągnie kolejny stopień zawodowego sukcesu, wdrapie się na kolejny szczebel drabinki w wyścigu szczurów, zacznie o siebie dbać. Będzie regularnie jadła, wróci do pływania, nadrobi wszystkie zaległości towarzyskie. Właśnie!  Piotr.

 

*


- Piotr, dlaczego teraz? Dlaczego zadajesz mi to pytanie właśnie teraz? - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- A kiedy, Olga? Odpowiedz mi kiedy? Odpowiedz mi, po jaką cholerę ty tak gnasz i dokąd?! - odpowiedział rozdrażnionym, nieco podniesionym głosem.
Oczy konsumujących przy sąsiednich stolikach osób zwróciły się ku nim w oczekiwaniu na dalszą kolej wydarzeń.
- Przecież ja chcę żyć z Tobą Olga. Chcę byś została moją żoną. Rozumiesz to?
Rozumiała. Oczywiście, że rozumiała, ale nie mogła teraz ot tak zwyczajnie wszystkiego zaprzepaścić, zostawić. Porzucić swoje marzenia, zrezygnować z pracy tylko dlatego, że go kochała. Bo przecież go kochała...
Myślała, że mają idealny układ. On znany i ceniony polski chirurg plastyczny mający swoją klinikę w Kanadzie, i ona, dyrektor biura projektów w jednej z największych polskich firm reklamowych. Znali się bardzo długo. Bywali razem od czasu do czasu, bez planów na przyszłość. Nie chciała być uzależniona od nikogo, w żadnym stopniu. Nie chciała tych wszystkich pierdół związanych z zakładaniem rodziny. Nie chciała mieć dzieci. Nie teraz, jeszcze nie.
Patrzyła na niego. Był cudownym facetem, oddanym wszystkiemu co robił z taką samą pasją jak ona. Opiekuńczym, bardzo wrażliwym, obdarzonym ogromną empatią. Piotr potrafił po pierwszym spojrzeniu na rozmówcę zobaczyć całe cierpienie i ból jaki go trawił. Przykładów na to miała tysiące. Był idealnym kandydatem na męża i byłby w tej roli fantastyczny. Ale nie teraz. Jeszcze nie.
- Piotr, czy możemy tę rozmowę przełożyć na...kiedyś? - zadając pytanie lekko zawiesiła głos.
- Owszem... Olga, wylatuję jutro bardzo wcześnie i nie wiem kiedy zobaczymy się znowu. Myślę, że oboje teraz potrzebujemy trochę czasu na przemyślenie pewnych spraw. Wiedz tylko, że cię kocham.
- Jedzmy, jestem potwornie głodna - skłamała.
Wiedziała, że w tej chwili straciła coś bardzo ważnego, może nawet najważniejszego, w życiu.

 

*


Kiedy przechodziła biurowym korytarzem do sali konferencyjnej, za szklanymi ścianami biurowych pokoi, napotykała wzrok podekscytowanych kolegów i koleżanek. Miała nieodparte wrażenie, że wszyscy oczekują od niej tylko jednego - sukcesu i mocno za ten sukces zaciskają kciuki. Teczka z dokumentami którą niosła stanowiła o być albo nie być firmy na rynku europejskim. Poczuła euforię. Była w swoim żywiole. Ona, krucha, mała, słaba Olga, pochodząca z maleńkiej wioski na Podlasiu, opracowała pakiet reklam, któremu nie oprą się włoscy klienci. Z taką burzą myśli, tak zmotywowana, nacisnęła klamkę drzwi sali konferencyjnej.
 

*


Leżała w trzyosobowej sali na oddziale neurologii szpitala miejskiego. Była sama. Dwa puste łóżka, stojące równolegle do tego które zajmowała przerażały swoją sterylną bielą. Była oszołomiona i zdezorientowana. Nie pamiętała co zaszło. Nie mogła uporządkować w myślach wydarzeń z ostatnich godzin, dni, a nawet miesięcy.
- Pani Olgo - usłyszała stonowany głos wchodzącego do sali lekarza i instynktownie spojrzała w jego kierunku - jestem poważnie zaniepokojony pani stanem zdrowia - kontynuował - Musi pani z nami zostać. Będziemy panią kilka dni obserwować i zrobimy kolejne, specjalistyczne badania diagnostyczne, aby ustalić przyczynę tak poważnej utraty świadomości. Czy pani mnie zrozumiała?
Potwierdzająco kiwnęła głową, ale nie była pewna czy wie o co chodziło człowiekowi w białym fartuchu.
- Ma pani tu kogoś bliskiego? Rodzinę, którą moglibyśmy powiadomić o pani pobycie w szpitalu? - z drugiego końca szpitalnej sali odezwała się pielęgniarka.
- Nie, nie mam - odpowiedziała po dłuższym namyśle, z trudem wydobywając z siebie głos.

 

*


Kiedy ostatni raz byłam w domu, w rodzinnej wiosce na Podlasiu? Kiedy ostatni raz widziałam rodziców? - Te pytania od kilku dni zakłócały jej spokój.
Jutro z kompletem badań i wstępną diagnozą miała zostać wypisana do domu. Zanim jednak wyjdzie, konieczne będzie spotkanie i pogadanka z psychologiem. Dobrze byłoby, gdyby w niej wzięli udział bliscy. Tak powiedziano jej na dzisiejszym konsylium lekarskim, które zebrało się w jej sprawie. Dalszą część opieki zdrowotnej nad jej osobą przejmie oddział onkologiczny, jeżeli ona oczywiście wyrazi na to zgodę.
Kiedy! - krzyczała w myślach na samą siebie - Jak mogłam być taką głupią i pustą, niewdzięczną i egoistyczną dziewuchą! Jak mogłam?!
Nie widziałam ich dwa lata - myślała - Nie wiem jak się zmienili. Zdawkowe telefony raz w miesiącu... cześć mamo, co słychać, co u taty, jak się czujecie, we wsi wszystko o.k, przepraszam muszę kończyć, dzwonię z pracy... to wszystko na co było mnie stać przez ostatnie dwa lata. I co? Teraz mam do nich zadzwonić i powiedzieć : kochani rodzice, przez przypadek wykryto u mnie poważną, nieuleczalną chorobę, glejaka mózgu w stadium zaawansowanym. Umieram. Dokładnie zostało mi jakieś trzy miesiące życia, z czego półtora będę nieprzytomna od leków uśmierzających ból i cierpienie spowodowane umieraniem. Przyjedźcie natychmiast, psycholog chce z nami porozmawiać... - Groteskowe... pomyślała, a po jej policzkach gęsto spłynęły łzy. Pocieszenia nie przyniósł fakt, że w telefonie miała sms z informacją, że jej materiał reklamowy został przyjęty do realizacji przez Włochów. Podpisali kontrakt i wszyscy życzą jej szybkiego powrotu do zdrowia. Płakała.

 

*


Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu przecinający ostrym dźwiękiem panującą w domu ciszę. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak długo mógł już dzwonić. I szczerze wcale nie była tym zainteresowana. Nie chciała podnieść słuchawki aparatu. Nie chciała z nikim rozmawiać. Była zmęczona i niezdolna do ułożenia jednego logicznie brzmiącego zdania, nie mówiąc już o przeprowadzeniu jakiejkolwiek rozmowy. Nie chciała wiedzieć kim był natręt po drugiej stronie kabla. Żałowała, że wyłączyła w aparacie telefonicznym funkcję automatycznej sekretarki, bo zmusiłoby to teraz rozmówcę do nagrania krótkiego komunikatu i odwieszenia słuchawki.
- Szlag! Chcę być sama, słyszysz! Sama! - wrzasnęła, nie odbierając połączenia i złapawszy telefon cisnęła nim o podłogę. Z leżącej na podłodze słuchawki dało się słyszeć twardy, stanowczy głos matki.
- Jutro będziemy u ciebie oboje z ojcem, i nie myśl sobie moja panno, że uda ci się nas spławić. Dzwoniła do nas pani Agata, sekretarka z twojego biura... - nie była w stanie usłyszeć już nic więcej, gdyż ostry, niewyobrażalny ból przeszył jej głowę.

 

 

*


- Jako dziecko byłaś bardzo wątła. Urodziłaś się maleńka, ale bardzo silna - opowiadała matka trzymając kurczowo jej kruchą dłoń. - Twoi rówieśnicy często ci dokuczali. Nigdy jednak się na nich nie skarżyłaś. Wręcz przeciwnie, pomimo wszystko chciałaś brać udział we wszystkich zabawach i grach jakie wymyślali. Tak bardzo imponowałaś tym Ojcu. Pamiętasz skarbie, jak tato mówił do ciebie "Osia - samosia"? Nigdy nie potrzebowałaś od nikogo pomocy.
- Daj że jej spokój kobieto - oponował ojciec starając sie ukryć rozpacz w głosie i ukradkiem ocierając łzy.
- Wiemy kochanie, że ta maska tlenowa przeszkadza ci i masz problemy z mówieniem. Leż spokojnie. Jeśli mnie słyszysz i rozumiesz, ściśnij tylko moją dłoń - kontynuowała matka niczego sobie nie robiąc z niezadowolenia męża.  - Dzwonił dziś ten twój Piotr. Przylatuje jutro, by spędzić z tobą jakiś czas. Jest lekarzem i będzie miał tu wstęp na okrągło przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak nam powiedział. I wiesz co jeszcze? Prosił, żebym ci przekazała, że żaden glejak nie przeszkodzi mu w byciu ze swoją narzeczoną.
Olga ścisnęła dłoń matki najsilniej jak mogła, a pompa infuzyjna w tym momencie zaaplikowała jej kolejną dawkę środka znieczulającego. Nie czuła bólu związanego z chorobą i umieraniem, odczuwała tylko ten, którego nie da się znieczulić żadnymi lekami. I to on zostanie z nią do końca.

POPRZEDNI TEKST   PRZYJACIELE   KOLEJNY TEKST

 

myśli moje zaplątane

krzysiek banita kargól

bottom of page